Ta propaganda, karmiona sowieckim sentymentem i zranionym imperializmem, nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Ma jedynie zniechęcić Polaków do szeroko pojętego Zachodu i zepchnąć ich na margines demokracji, wolności i swobody myśli oraz działań. Zadziwiające jest to, jak bardzo powielają one kremlowską propagandę, zapakowaną w patriotyczne opakowanie. A im więcej mówią o patriotyzmie, tym mocniej czuć woń znoszonych onuc i zadziwiająco zbliża się do stanowiska prezydenta Władimira Putina.
Putin lubi konfabulować i powtarzać komunistyczną propagandę. W swoim noworocznym orędziu i wywiadach z początku 2020 r. Putin atakował Zachód i Polskę, sugerując ich współpracę z Hitlerem jako przyczynę II wojny światowej, zarzucając m.in., że to układy europejskich potęg z Hitlerem […] doprowadziły do wybuchu II wojny światowej. Zaś powiązani z Kremlem historycy powtarzają znaną w Polsce historię o zdradzie Francji i Anglii w 1939 oraz Wielkiej Brytanii i USA w Jałcie w 1945. Widać było wysyp takich wpisów po ostatnim porozumieniu polsko-francuskim, co miało podważyć jego sens.
Tak samo stara się podważyć sens przynależności Polski i krajów bałtyckich do NATO. Tuż przed pełnoskalową inwazją na Ukrainę Putin zażądał wycofania wojsk z krajów, które przystąpiły do NATO po 1997 oraz zakazu działalności NATO w pobliżu granic Rosji. Sam atak na Ukrainę wytłumaczył rozmieszczeniem sił NATO w pobliżu granic Rosji, co stanowi dla niej zagrożenie.
W wyciekach FSB przypisano Putinowi pogląd, że NATO może w przyszłości przestać istnieć – i że część członków Sojuszu mogłaby nawet zaakceptować ataki rakietowe na Polskę lub kraje bałtyckie, a potem już oficjalnie dodał, że zachodnie ziemie Polski są prezentem Stalina i zaznaczył, że Rosja przypomni o tych terytoriach. Przy czym podważanie przynależności Polski do NATO jest kluczowym elementem kremlowskiej propagandy.
Zdjęcia: st. kpr. Wojciech Król/MON
Jaka jest prawda?
Wbrew temu, co twierdzi rosyjska propaganda członkostwo w NATO nie tylko nie ogranicza polskiej suwerenności, ale znacząco ją wzmacnia – i to w bardzo konkretny, namacalny sposób. Zwłaszcza teraz, gdy za wschodnią granicą toczy się brutalna wojna, a Polska leży na froncie zachodniego systemu bezpieczeństwa.
Wielonarodowy Korpus Północ-Wschód, czy dowództwo Wielonarodowej Dywizji Północny Wschód w Elblągu czy obecność jednostek Enhanced Forward Presence w krajach bałtyckich to nie są puste symbole, ale spójna architektura obronna, w której Polska pełni rolę nie tyle klienta, co gospodarza i współgospodarza.
Przez dwie dekady z okładem Polska wysyłała swoich żołnierzy do Kosowa, Afganistanu czy Iraku, a teraz korzysta z doświadczenia, współpracy i zasobów, które wynikają z tego samego sojuszniczego zobowiązania. Nasi piloci nie tylko bronią własnej przestrzeni powietrznej, ale biorą też udział w misji Baltic Air Policing, patrolując niebo nad Litwą, Łotwą i Estonią. To właśnie Polska była jednym z pierwszych krajów, które wysłały F-16 na południową flankę NATO – do Rumunii i Bułgarii. I to nie z nakazu, ale z wyboru, jako świadoma odpowiedź na rosyjskie prowokacje nad Morzem Czarnym.
Sama Polska jest też chroniona w ramach systemu NATINAMDS (NATO Integrated Air and Missile Defence System), do którego należy Air Policing. W czasie zwiększonych napięć, sojusznicze samoloty myśliwskie stacjonują na polskich lotniskach, jak obecnie eskadra Typhoonów RAF ze składu 140th Expeditionary Air Wing, czy szwedzka na JAS 39 Gripen (Rotacja szwedzkiego kontyngentu lotniczego w Polsce).
Zdjęcie: 6. Brygada Powietrznodesantowa
Współpraca międzynarodowa
Obecność NATO w Polsce to nie tylko żołnierze i ćwiczenia. To także zaawansowane systemy, których Polska nie posiada w swoim arsenale, ale korzysta ze udziału w międzynarodowych programach. Na polskim niebie regularnie pojawiają się AWACS-y, z których Polska nie tylko korzysta, ale też partycypuje w ich utrzymaniu, udostępnia przestrzeń powietrzną, a w razie potrzeby również lotniska i obsługę naziemną.
Podobnie jest z latającymi cysternami, które dla Polski są zdolnością krytyczną, której nie posiada i nie wiadomo, kiedy się pojawią Za to jako jeden z ośmiu państw uczestniczy w wielonarodowym programie floty A330 MRTT, bazującej w Eindhoven i Kolonii. To dzięki tej współpracy polskie F-16 i F-35, gdy już osiągną gotowość operacyjną, będą mogły operować dalej, dłużej i skuteczniej. Co ważne, koszt dostępu do tej zdolności jest dzielony proporcjonalnie, a nie narzucany przez wielkie państwa członkowskie. Polska na razie zainwestowała w program symbolicznie, uzyskując prawo do kilku godzin nalotu rocznie. To dobry krok na początek, ale nie rozwiązuje żadnego z realnych problemów polskiej armii.
Nie sposób pominąć kwestii planowania obronnego. Polska od lat uczestniczy w NATO Defence Planning Process, czyli procesie, który określa, jakie zdolności każde państwo powinno rozwijać, aby system obrony był spójny. To nie są żadne dyrektywy z Brukseli, tylko logiczne, wzajemne zobowiązania. Jeśli deklarujemy gotowość wystawienia brygady pancernej czy komponentu lotniczego, to po to, by one mogły działać z amerykańskimi, niemieckimi czy francuskimi jednostkami na wspólnych zasadach, w ramach wspólnego planu.
Do tego polscy żołnierze biorą udział w strukturach NATO Force Integration Units (NFIU), które w Posce mieści się w Bydgoszczy, czy Strategic Airlift Capability (SAC) tj. Współdzieleniu ciężkich transportowców C-17A Globemaster III, które stacjonują w bazie w Pápa na Węgrzech.
Na koniec warto wspomnieć o czymś, co rzadko trafia na nagłówki serwisów militarnych: o innowacjach. Polska uczestniczy w projektach badawczo-rozwojowych NATO (STO) i dołączyła do inicjatywy DIANA, czyli sojuszniczego akceleratora technologicznego. Oznacza to, że polski przemysł nie tylko kupuje technologię, ale też ma możliwość wpływać na jej kierunki rozwoju, a więc realnie współtworzyć przyszłość obronności.
Ktoś może zapytać: No, a gdzie w tym wszystkim niezależność?. Odpowiedź jest prosta – niezależność nie polega dziś na samotności, tylko na zdolności do samodzielnego działania w ramach wspólnego systemu. A NATO, wbrew bredniom szerzonym przez rosyjskie farmy trolli, powielanych przez rodzimych skarpetosceptyków w polskiej przestrzeni jest systemem opartym na współpracy, wspólnym interesie i równoprawnym partnerstwie. Polska odgrywa w nim coraz ważniejszą rolę i jest z tego tytułu nie słabsza, ale bezpieczniejsza, lepiej przygotowana i bardziej licząca się na arenie międzynarodowej.